Historia (i rozmyślania... DUŻO rozmyślań) Miszy

Hej, dzisiaj nie ma ze mną Agi, ale za to "pochwalę się" czymś, mianowicie historią życia hurraaa. Po tym poście serio - jak ktoś znajomy tu wlezie to... jnmg. Masakra.

Ogólnie to był taki dzień, w którym Agatelsia mi opowiadała o historii SWOJEGO... życia, że tak powiem... <3 albo różyczkowego (w pierwszym poście na tym blogu zobaczycie co oznaczają te oznaczenia). Natka też kiedyś coś mówiła, a ja nie miałam za bardzo kiedy i wgl (dzięki dziewczyny za wysłuchanie). Ten blog ma być taką jakby... pamiątką z 6 kl? Nie wiem. Tak czy siak zachciało mi się to tu opisać (za 10 lat będę z tego ryć jak nwm co) (Edit: minęło 10 miesięcy a ja już nie wiem o co mi chodziło kiedy to pisałam i chyba dałam się ponieść emocjom. z góry przepraszam).

Historia ta pewnie będzie brzmieć głupio (zwłaszcza że znaczna większość akcji działa się w klasach 1-3), ale to piszę ja, więc nie może brzmieć inaczej. Dziwnie jest też o tym pisać, no ale ok... zaczęłam to skończę (więcej trwa wstęp, jusz zaczynam).

Jest to historia o mnie i Linuxie... że tak to ujmę... ehh. MOIM KRASZU OK? *powiedziałam/napisałam to uff* Pierwszy raz się spotkaliśmy w pięciolatkach w przedszkolu, ale jeszcze ze sb nie gadaliśmy. Zazwyczaj siedział on gdzieś z tyłu i się nie wyróżniał. No ale wiadomo - to był jego pierwszy rok w tym przedszkolu. Nwm czemu ale tak jakoś wyszło, że w przedostatnim roku doszedł. Dopiero w zerówce jakoś się... zapoznaliśmy. Bawiliśmy się całymi dniami i wgl, ale tam nic się nie działo ciekawego, więc przechodzimy do 1-3.

Kiedy szliśmy do 1 klasy (na szczęście lub nieszczęście, sama nie wiem...) nasze mamy się zgadały i poszliśmy do tej samej. Ogólnie first class to była jedna wielka porażka. Siedziałam koło takiego jednego (jak to mówili chłopacy) Kondrada, a koło niego siedziała królowa loszek. Dopiero w drugiej klasie magicznie wpadłam na pomysł, żeby przesiąść się do koło Linuxa no i pani mi pozwoliła, bo byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu. Ławki były potrójne, więc kolo niego siedziała jeszcze jedna osoba i była to Kora, czyli od 2 do 3 klasy moja BFF. Fajną miałam ekipę i w sumie... wiele bym dała, żeby cofnąć się w czasie (sorki Aga, Natka i wgl, lofffki). Krótko mówiąc: 1 klasa to zło, a 2 była ok. Teraz czas na 3. Tu się trochę pozmieniało, ale ale najpierw powiem to, o czym zapomniałam. A raczej o KIM. Szymek. Android. Ten Typ, czy jak jeszcze inaczej wolicie. Był tam. Też był w naszej klasie i co więcej cały czas do mnie... hmm... jakby to ująć. Zarywał? Tak czy siak ZACZEPIAŁ ok? A ja co robiłam? Kopałam go po nogach i mówiłam, żeby spadał :) Nie żebym jakoś specjalnie żałowała, ale o tym w dalszej części historii, bo jest to skomplikowane. W 3 klasie ja, Linux i Kora mieliśmy oficjalny tytuł NAJLEPSZYCH PRZYJACIÓŁ. Bawiliśmy się razem i wgl (tu napomknę, że czasami zapraszałam do zabawy też AGĘ, która przez większość przerw stała oparta o ścianę i jadła drożdżówkę). Aż nagle Linux złamał nogę. W szkole bawiłam się już tylko z Korą (czasami z jej ponoć kuzynką i z tą co się nie przyzna). Nie powiem, trochę było smutnawo. Gdy wrócił to... nwm. Chyba coś się we mnie obudziło. No wiecie, zwykła empatia (?) To dowodzi, że pomimo mojej nieskończonej nienawiści do *szmaty*, mam jakieś serducho. Teraz skojarzyło mi się to z odcinkiem iCarly, gdzie Freddy wpadł pod samochód, a Carly ze współczucia się w nim zakochała... To dziwne, bo do tego samego przykładu ostatnio porównywałam Szymka i Natę... (a mnie do Sam) Tak czy inaczej miał on [Linux] kule i czasami wózek. Pomagałam mu z krzesłem, przemieszczać się itd. Czasami nawet mówił, że mam mu NIE pomagać, bo sam musi się nauczyć, ale ja nie słuchałam heh. Prawdopodobnie w tym czasie stał się on moim kraszszem.

Zakończenie 3 klasy nie było takie złe, pomijając fakt, że nie wiedziałam co zrobić ze swoim życiem. Ja poszłam do jednej klasy (4-6), a on i Kora do innej (TAK! Do tej głupiej b). Ogólnie to przez dłuższy czas w 4 klasie trzymałam się z tą co się nie przyzna, a potem była drama i zaczęłam się trzymać z Agą i *szmatą*, a potem była kolejna drama, blablabla to nie o tym ten post. Zacznę jeszcze raz ten akapit.

Ogólnie to przez dłuższy czas w 4 klasie mówiliśmy sobie "cześć" na korytarzu, ale na tym mniej więcej kończyły się rozmowy, bo a) on znalazł kolegów, b) ja koleżanki, c) nie mieliśmy nawet blisko sali lekcyjnych z tego co pamiętam (oczywiście teraz mamy sale TUŻ koło siebie ;-;). No dobra, byłam raz u niego w domu (jesteśmy nadal w 4 klasie, wcześniej byłam już wiele razy), ale więcej się to nie powtórzyło. Mniej więcej przed wakacjami w 4 klasie zerwaliśmy kontakt.

Przyznam się bez bicia - miałam ciężkie okresy emocjonalne. Może nie było tego widać, bo jako-tako umiem je... no, ukrywać, ale było ciężko. Raz mówiłam "Czemuuu? :(((( Przecież się fajnie razem bawiliśmy i gadaliśmy i wgl.... :((( WHy?" a za drugim razem mówiłam "SZAT AŁT TU MAJ EKS!" i wgl odgrywałam niezależną.

No to teraz mniej więcej wiecie o co cho. Hmmm... ciekawe jakby świat wyglądał, gdybyśmy się nie spotkali (ja i Linux). Może... akcja z trójkątem (Misza-Natka-Szymek) wyglądała by *pam pam panamaaa* inaczej? Ugh... nie chcę o tym myśleć. Chociaż... nie byłoby wtedy... bez sensu. Ja wale o czym ja myślę... nie. Stop... STOP NIE BYŁO jnmg... mówiłam już o emocjach?

Podsumowując: historyjka bardzo smutna (wyszła tak smutno, bo lecą mi w słuchawkach AKURAT smutne piosenki Dragonsów, czyt. *cover Blank Space/Stand by me*, ta piosenka pasuje tak bardzo do mnie, Naty, Androida i Linuxa, że... ehh... aż się popłakałam...) i nie wiedziałam, że będzie się tak trudno to pisać (spędziłam tu prawie dwie godziny). Jak dotarliście do końca - szczere gratulacje!

Tak wgl to obrazek wstawimy jutro, bo ten to Aga musi narysować, żeby było fajnie.

A! Jeszcze jedno. Wysadzę wam teraz mózgi. Chociaż w sumie... nie. Chyba aż tak to nie, ale... może? Nwm. Never mind. Właśnie DLATEGO (czyt. powyżej o problemach emocjonalnych) nie <3 ani nie "różuję" Szymka... Chociaż był taki (KRÓCIUTKI OK) okres, gdy... ymmm... no. Do Tego. Walonego. Typa. Tak. ALE MI PRZESZŁO OKEJ? (Aga plz jak to czytasz nie wmawiaj nic sobie) Po prostu rozmyślałam trochę nad życiem i to była jedna z emocji pt. "Po co mi tamten?"... Ehh... Teraz jeszcze jedne moje rozmyślania, jak już tu jestem: nie jestem zazdrosna ani o Szymka, ani o Natę. Jak zwał tak zwał. Po prostu... CZEMU oni są razem?! Przecież... oni zaczęli ze sb gadać dopiero w 6 klasie, a ja i Szymek znamy się od przedszkola i... i. NIE JESTEM ZAZDROSNA O NIEGO tylko... jnmg widzicie jakie to dziwne. Wgl Szymek jest dziwny, czemu ja się nim przejmuję. Wgl pewnie wyjdę na zazdrosną i rozkapryszoną i wgl, ale... CZEMU on mi nie powiedział NIC (o swoich uczuciach oczywiście) no i czemu oni są razem?! No i... czemu do Naty w ciągu póltora miesiąca przykleiło się aż trzech ziomków? BOŻE jaka jestem okropna! I do tego taka samotnaaaaa DDDDDDD': *lonelyyyyyy*. Wiedziałam, że wyjdę na okropną. WGL NATA JEST SUPER jak ja mogę się zastanawiać nad tym... ale... aleeee.... ALE!

Ehh... jestem po prostu okropna. I do tego zazdrosna.

~Misia

Komentarze